Witajcie w Nowym Roku! Wszystkiego najlepszego na ten nowy, DWA TYSIĄCE piętnasty rok. Od roku dwutysięcznego minęło już piętnaście lat, od czternastu mamy XXI wiek. Hura.
Zastanawiałem się ostatnio, jadąc drogą E372 na trasie Hrebenne-Lublin, nad głupotą. I to, o dziwo, nie głupotą użytkowników drogi, a presupozycją ich głupoty, której dokonują… no właśnie, kto?
Może od początku. Jakoś zaraz za Tomaszowem, a może i wcześniej na wspomnianej trasie pojawiają się diody LED, zaznaczające zamiast odblasków środek jezdni. Genialne rozwiązanie, zwłaszcza przy ciężarówkach rażących światłami po oczach. Ekstra. Jedziemy dalej. Za Zamościem przyjemne i nienachalne LEDy ustępują miejsca innemu wynalazkowi, którego poza tą trasą nie widziałem. Na drodze stoją słupki. Nie wydzielają one drogi, a pokrywają się z podwójną ciągłą. Ach, i mają odblaski. Na takiej wysokości, że odbijają światła samochodu w oczy kierowcy. Czy naprawdę kierowcy są na tyle głupi, że nie widzą podwójnej ciągłej? Trzeba było postawić te słupki, swoją drogą mało praktyczne, bo zwężające jezdnię i uniemożliwiające przejechanie na drugi pas w przypadku chociażby, ja wiem, wypadku? Czy naprawdę nie można założyć, że ludzie ze zdanym egzaminem na prawo jazdy potrafią jechać po swoim pasie? Dalej. Gdzieniegdzie droga, jak dobra droga, zawiera więcej niż jeden pas w każdą stronę. O tym, że dany pas się pojawi, jesteśmy informowani dwieście metrów przed, a potem znowu, jak już się pojawia znakami pionowymi. Po co? Przecież widać ten pas. Nie muszę chyba dodawać, że jego koniec jest oznaczony jeszcze lepiej.
Zaczynacie się pewnie zastanawiać, czy nie zmieniam czasem profilu mojego bloga. Nie. Nie jest on poświęcony motoryzacji ani nawet ruchowi drogowemu. A ta notka dotyczy głupoty. Wszystkie te znaki i słupki postawił ktoś, kto uznał, że przeciętny użytkownik drogi jest debilem i bez nich sobie nie poradzi. Dzięki, gościu. To bardzo miłe z Twojej strony.
Uważam, że jest to symptom pewnej choroby, która trawi naszą cywilizację. Czy sto lat temu na piecu wieszało się tabliczkę: Uwaga! Gorące!? Czy na herbacie czy kawie trzeba było pisać to samo? Każdy średnio inteligentny człowiek wie, że kawę czy herbatę podaje się gorącą, a w piecu pali, zwłaszcza w sezonie grzewczym i lepiej tych rzeczy łapą nie macać bez należytej ostrożności i wyraźnego powodu.
Wkurzają mnie jeszcze tabliczki na drzwiach: Pchaj/Ciągnij. Serio, nigdy ich nie czytam. Po co? Najpierw ciagnę (chyba, że z budowy drzwi na pierwszy rzut oka wynika coś innego), bo tak się zazwyczaj otwierają drzwi w różnych lokalach, a potem pcham, jeśli ciągnięcie nie zadziałało. Czy sklepikarze zakładają, że jest trzecia opcja? Czy klient zniechęcony swoja nieumiejętnością otwarcia drzwi ucieknie do konkurencji?
No i crème de la crème ostrzeżeń. Na zdjęciu.
Nie no, jaka szyba? Gdzie? Nie zauważyłbym, cholera.
No dobra, ktoś nie zauważył. Ale może to dlatego, że nie napisali, że pchnąć trzeba prawe skrzydło.
Trzeba było zrobić kolorowe szkło, może lepiej byłoby je widać. Albo nie robić szyby! Rozumiem, że zdecydowano się na nią, bo ładnie wygląda. Nie jak się ją zapaskudzi setkami naklejek ostrzegawczych. No ale bezpieczeństwo przede wszystkim…
Konkluzja: człowiek jest traktowany w XXI wieku jak idiota. Nie wymaga się od niego nawet tej minimalnej inteligencji, która przez wieki uchroniła ludzkość przed wyginięciem poprzez zderzenia z szybami, ciężkie oparzenia od gorących płynów czy uwięzienie w pomieszczeniu z drzwiami, które nie wiadomo, czy pchnąć, czy pociągnąć. Z człowieka zdejmuje się konieczność myślenia, a tym samym odpowiedzialność. To się skończy źle.
Zdjęcia moje. Nie obiecuję regularności w notkach.
Pozdrawiam i życzę mniej zidiocenia w tym roku, jak i w latach następnych.
(I jeszcze raz: dwa tysiące piętnasty, nigdy dwutysięczny piętnasty. Po prostu nie.)