Witajcie po długiej przerwie!
Wytłumaczę się na końcu, żeby nie zaśmiecać notki.
Wróciłem właśnie ze spaceru po Śródmieściu (oczywiście stołecznego miasta Lublina). Jestem przerażony dzisiejszym “świętem”. Ale nie dlatego, że uważam je za zamach satanistów, neopogan i lewaków-liberałów na naszą polską, katolicką tradycję. Myślę, że nikt tego nie planował, nie promował na siłę, nikt też nie przywiązuje do tego głębszej refleksji. Ot, jest sobie jakieś tam Halloween. No właśnie, jest. To najpierw się trochę powymądrzam skąd się wzięło, mimo że każdy może to przeczytać na Wikipedii.
Bardziej popularna teoria (zwłaszcza chyba w gronie krytyków) wywodzi obchody dnia duchów od celtyckiego święta Samhain. Druidzi przebrani w czarne szaty palili tego dnia stosy ofiarne dla duchów zmarłych – zaświaty miały przenikać się tego dnia z naszym światem. Żeby odstraszać co bardziej złośliwe duchy, nakładano straszne maski i nacinano rzepy (stąd wzięła się dynia).
Koło roku 835 chrześcijańską uroczystość Wszystkich Świętych przeniesiono z maja na 1 listopada, a tradycja Halloween (które dopiero od tego momentu można tak nazywać), w swoim pierwotnym, pogańskim znaczeniu zaczęła zanikać. Trochę ponad wiek później Kościół ustanowił nowe święto, wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych, znane szerzej jako Dzień Zaduszny – miało to raz na zawsze wyplenić pogańskie obrzędy. Jak zwykle się nie udało, część tradycji pogańskich zmieszała się z chrześcijańskimi, a Halloween otrzymało swoją nazwę. Wywodzi się ona od słów All Hallows’ E’en, czyli staroangielskiego Wigilia Wszystkich Świętych.
Tradycja przetrwała jednak w Irlandii, skąd w XIX wieku przywędrowała do Stanów Zjednoczonych, a stamtąd rozpełzła się na cały świat w połowie XX wieku, szerząc zgniliznę i zepsucie. A przy okazji jacyś sataniści, którzy zebrali się do kupy w 1966 roku, wymyślili, że będą tego dnia czcić Szatana bardziej niż zazwyczaj.
To tak w skrócie. I teraz wrócę jeszcze raz do myśli z pierwszego akapitu. Skąd wzięło się Halloween w Polsce? Przywędrowało w latach 90. z Zachodu, wraz z kapitalizmem, Coca-Colą, lalkami Barbie i ortalionowymi dresami (tak, wiem, te inne rzeczy był w Polsce już wcześniej – ale upowszechniły się wtedy). W telewizji leciał Świat Według Bundych, Alf, trochę później Pokemony. Zachodnia Europa, a zwłaszcza Stany Zjednoczone jawiły się (poniekąd całkiem wtedy słusznie) jako raj na Ziemi. Kwiatki i serduszka 14 lutego, w pogańskie święto Wenery Rodzicielki się przyjęły (bo święto schrystianizowano dodając mu patrona epileptyków), dynie i maski 31 października już nie. Bywa.
Teraz zasadnicze pytanie: czy naprawdę ktoś wierzy, że dziecko w prześcieradle z dziurami na oczy, które naoglądało się zachodnich seriali, bo nasi rodzimi producenci nie potrafią wyprodukować żadnego, który dla tego dziecka byłby interesujący, nakłada rzeczone prześcieradło, bo obudził się w nim młody satanista? A może krew celtyckich przodków (kiedyś przełazili przez te tereny) pchnęła je do świętokradczego okradania naszej rodzimej słowiańskiej kultury z należytej jej godności i święta Dziadów? Naprawdę ktoś w to wierzy?
A może po prostu jest to bezrefleksyjne powielanie zachodnich wzorców, pewnej kolorowej i błyskającej formy, która przyciąga wzrok i daje kolejną okazję do zabawy?
Nie popieram świętowania Halloween, ale nie demonizujmy go. Wróżby andrzejkowe to też zabobon i ciemnota, a nikt (?) chyba nie twierdzi, że to satanistyczne rytuały.
Tak swoją drogą napomknę, że podobnie bez zrozumienia traktuje większość społeczeństwa dzień Wszystkich Świętych – ot taka bezrefleksyjna natura człowieka XXI wieku (gwoli wyjaśnienia, jest to dzień radosny, a nie żałobny, jak zwykło się uważać – ale to jest po części prezent od komunistów z ich Świętem Zmarłych).
Po tym przydługim wstępie przejdę do meritum. Dlaczego jestem przerażony? Przeraża mnie wiele rzeczy. Po pierwsze przeraża mnie to, że kilku- (maksymalnie dziesięcio-) letnie dzieci biegają same po ulicach miasta. Na co dzień nie biegają, a przynajmniej nie w takich ilościach. Czy przebranie dzieci w stroje (o tym napiszę zaraz) sprawia, że są bezpieczniejsze? Zwłaszcza, gdy mają zagadywać do obcych i żebrać o słodycze i drobniaki?
Druga kwestia, też związana z wiekiem. Może ja jestem trochę zbyt staroświecki, ale gimnazjalistki nie powinny się tak ubierać. To nie jest święto duchów, tylko święto pedofilów. Nie no, serio, rozumiem (no, powiedzmy, że rozumiem) pseudoseksowne stroje studentek (chociaż żadnej dzisiaj nie widziałem), ale ubieranie tak dziewczynek w wieku 10-15 lat to przesada! Spódniczka co najmniej do kolana i grube rajstopy. A nie pończoszki, miniówa i bluzka z dekoltem. Rodzice, opamiętajcie się.
No i kwestia strojów. Czy naprawdę wszystko, co robi społeczeństwo w XXI wieku musi być przesiąknięte bylejakością? Czy naprawdę tak trudno dać z siebie więcej? Przykłady.
Grupka trzech chłopców. Jeden w jakiejś pseudozbroi, pod nią dres. Rycerz ortalionu jak się patrzy. Drugi w dresie, twarz zasłonięta szalikiem jakiegoś klubu, pewnie Motoru Lublin. W ręku siatka z dyskontu. Gdyby nie fakt, że koleś sięga mi do pasa, to może byłoby strasznie. Czyżbym właśnie spotkał Ducha Wpierdolu? No i trzeci, oczywiście przepisowy dres, twarz pomalowana w połowie na złoto, w połowie na niebiesko. Być może miał być szkotem z epoki Williama Wallace’a. A być może nie.
Idą dwie dziewczynki. Strój każdej z nich składa się z białego pudru i cienia pod oczami. Fakt, taki makijaż przeraża, zwłaszcza u dziecka, ale chyba nie o taki rodzaj przerażenia chodziło.
I tak dalej, i tak dalej. Co kolejny strój, to gorszy. Jak już czcić Szatana, to niech chociaż to wygląda ładnie – celtyccy druidzi potrafili się przynajmniej ubrać.
Takie stroje na Samhain rozumiem – ale nie u gimnazjalistek
A tu moja reakcja na Halloween w wydaniu, które miałem wątpliwą przyjemność dziś oglądać.
(Źródło)
Ach, prawda. Miałem się wytłumaczyć z nieobecności. Sesja, wakacje, brak weny, brak motywacji. Mniej więcej w takiej kolejności.