Ryba zamiast niedźwiedzia, urolog w miejsce cyrkowca

Witajcie!
Podjąłem decyzję, że w weekend będą recenzje. Ot, taki element stateczności w moim surrealistycznym życiu. Oprócz tego, z kwestii technicznych, dodałem etykiety do postów. Stworzę chyba jeszcze taką podstronę z etykietami, żeby można było przeglądać posty tematycznie. Ale to jest przyszłość, skupmy się na dniu dzisiejszym.
Znów zacznę cytatem, znów z końca książki.
Był jednak zadziorny, tańczył lekkomyślnie na krawędzi świata realnego.
John Irving Metoda wodna

Dlaczego właśnie to jedno zdanie wybrałem z ponad czterystu (dosyć małego formatu) stron? Oddaje ono według mnie idealnie ducha tej książki. Tak pełnej niejasności, surrealistycznych, onirycznych wizji.
Główny bohater i narrator (w jednej i tej samej osobie, przynajmniej czasami – do tego wrócę później) przedstawia historię swojego związku. Obecnego i minionego. Dwóch różnych. Rozdziały skaczą po osi czasu – mniej więcej co dwa. Dopiero pod sam koniec powieści dochodzi do połączenia retrospekcji i teraźniejszości.
Irving z właściwym sobie poczuciem humoru kreuje sylwetki bohaterów, nieudaczników życiowych, ludzi, z którymi każdy po części może się identyfikować. Opisane w książce losy wywołują łzy współczucia, wzruszenia i śmiechu (co najmniej dwukrotnie), a przy tym skłaniają do refleksji. Skomplikowana relacja między małżonkami przed i po rozwodzie, strach głównego bohatera przed tym, żeby żyć, trudności w uporządkowaniu kontaktów ojców z synami. Wszystko to Irving połączył w interesującą mozaikę.
Zawsze przy lekturze książek Johna Irvinga towarzyszy mi poczucie, że fikcja, którą czytam, jest bardzo oderwana od rzeczywistości, problemy abstrakcyjne i przerysowane. Ale już krótka refleksja przynosi inną myśl: to nie powieść tańczy lekkomyślnie na granicy świata realnego, a ludzkie życie. Na co dzień towarzyszą nam zdarzenia tak absurdalne, że przeniesione na karty książek brzmią zbyt nieprawdopodobnie. Przeczytałem kiedyś, że od historii fikcyjnych wymaga się większej realności, niż od życia. Nie pamiętam niestety autora tych słów, ale uważam, że do dzieł Irvinga pasują one doskonale.
Wróćmy na chwilę do kwestii warsztatowych. Narrator. Czasem pierwszoosobowy, czasem trzecioosobowy. Sytuację komplikują jeszcze poumieszczane gdzieniegdzie listy, wyznania, długie monologi. Wprowadza to nastrój niepewności, wspomnianych już przeze mnie oniryczności i surrealizmu.
Czy nie takie jest właśnie ludzkie życie? Zbyt surrealistyczne, by przekuć je w powieść, zbyt przypominające czasem sen, by inni nie uznali tego za wytwór fantazji. Jeśli to widzicie, polecam tę książkę. Jeśli jeszcze tego nie widzicie, polecam ją tym bardziej.
Na koniec mały ukłon w stronę fanów Irvinga. Po przeczytaniu iluś tam jego powieści zaczęły mnie męczyć hotele, niedźwiedzie, monocykle i cyrki. Tu ich nie ma.
Autor: Aleš Tošovský, domena publiczna